After a joyful evening with Radek at Rainbow (where I discovered my new favorite drink - gin and tonic without the tonic), we woke up around 5:00 to go to Paul Hansen's place and then to the antique market. We had to drive to the other side of the mountains - Hollywood - to reach Sherman Oaks, where our new acquaintance lived.
 
A short story :) Paul and I left before 7:00, but he said we were still late. We paid a few bucks to enter the massive area with people and cars. Hundreds of tables and thousands of items - from old toys to bathroom plumbing repair kits. The pace was incredible. Paul knew where to go. He approached the vendors who offered various things that might seem like junk to some but treasures to others. It was clear that he knew many of the exhibitors, and they knew him. He was searching for very specific items. Eventually, we reached Latyno, whom he warmly greeted.
 
I stood in front of tables filled with vinyl records. I hardly knew anything about them. With a slight apprehension, I started browsing the covers - the fear stemming from the immense ignorance I encountered. I was only interested in the artwork. I looked at them individually, wondering if the music recorded on them could be as cool as the graphics. At the same time, Paul went through them at a pace that indicated he knew what he was looking for. Every now and then, he picked one up and added it to a growing stack. He chatted with the vendor, negotiating the price. They talked about life, about fellow collectors, and when the next delivery would arrive. Paul was ready to move on. 
I chose three records. He glanced at them and pointed out that two of them were interesting picks to start with. We visited a few more stalls that he insisted we see before the place got crowded and the rare items got snatched up. Apparently, Paul has the largest collection of alternative music records in LA.


I managed to get a few issues of Life magazine and a statue of a dentist chimpanzee from the 1950s. Unfortunately, I couldn't bring it back to Poland as it was too heavy. Throughout the day, I took photos. They were the best portraits I could imagine. Different people. Different cultures. Each unique. I approached them and asked if I could capture them. It was a documentary of my life.  Everyone responded with great joy. They gave me their time, wanting to present themselves in the best possible way. After the antique market, we went to a farmers' market.

There,I didn't stop snapping photos either. I had the opportunity to meet many passionate people who cultivate and prepare delicious food. There was a family that invited me to photograph them making pancakes from scratch. They were incredibly happy, seeing how impressed I was with their dedication to each order. I also personally met an amazing chef from New Orleans who was not only kind but also willing to pose for photos. I took numerous shots, capturing his extravagant moves. Despite his weight, he turned out to be agile and nimble. Each dish he prepared in his huge pots was exceptional. I remembered not only the taste but also the smooth and velvety texture. Besides him, I promised to send photos to other people I met at this and the previous market. When I returned to Paul's place, I wanted to see what I had captured on my camera. Unfortunately, I realized that I had forgotten to insert the memory card. Something broke. I felt that I wouldn't be able to share what we experienced there. My ego probably took a blow too. I was convinced that those were the best photos I could imagine and take. They remained only in my head, although after a year, I feel that I don't remember many of the images anymore.

Another event that took place that day was meeting Serafena Godwin. Serafena was renting a room at Paul's place. Besides having a beautiful singing voice, she also loved cooking. I wondered whether I should describe both her and the place where Paul kept his records, but I think the photos I took will suffice.

 Some people reached out to me for the photos. One of the girls assumed that I was a scammer and probably kept the pictures for myself :) -
I understand that it was hard for them to believe. The camera showed me a preview of the last few photos, which I was overwriting and showing right after taking them. Obviously, I must have seemed like a weirdo :P
Po radosnym wieczorze z Radkiem w Rainbow (od tego wieczoru mam nowy ulubiony drink - gin z tonikiem bez toniku), wstaliśmy około 5:00, żeby pojechać do Paula Hansena, a potem na targ staroci. Musieliśmy przejechać na drugą stronę gór - Hollywood, żeby dotrzeć do Sherman Oaks, gdzie mieszkał nasz nowy znajomy.
Krótka historia :) Z Paulem wyjechaliśmy przed siódmą, ale według niego i tak byliśmy spóźnieni. Zapłaciliśmy kilka baksów za wejście na olbrzymi teren wypełniony ludźmi i samochodami. Setki stołów, a przedmiotów tysiące - od starych zabawek po zestawy do naprawy hydrauliki w łazience. Tempo było niewiarygodne. Paul wiedział, gdzie iść. Podchodził do sprzedawców, którzy oferowali przeróżne rzeczy, które dla jednych mogły wydawać się odpadami a dla innych mogły być skarbami. Widać, że znał  wielu z wystawców a oni znali jego. Poszukiwał bardzo konkretnego towaru. W końcu dotarliśmy do Latynosa, z którym serdecznie się przywitał.
Stanąłem przed stołami zasłanymi płytami winylowymi. Prawie niczego nie znałem. Z lekkim strachem zacząłem je przeglądać - lęk wynikał z ogromu niewiedzy, z jaką się spotkałem. Interesowały mnie tylko okładki. Oglądałem je, jedną po drugiej, zastanawiając się, czy muzyka na nich zapisana może być równie fajna, co grafika.
W tym samym czasie Paul przerzucał je w tempie wskazującym, że wie, czego szuka. Co jakiś czas wyciągał jakąś i odkładał na kupkę, która rosła w oczach. Chwilę pogadał ze sprzedawcą, jednocześnie ustalając cenę. Poopowiadali sobie o życiu, o kolegach także zbieraczach, o tym kiedy kolejna dostawa. Paul chciał już ruszać dalej. Wybrałem trzy płyty. Rzucił na nie okiem i wskazał, że dwie z nich to ciekawe kąski na początek. Odwiedziliśmy jeszcze kilka stoisk, które według niego należało odwiedzić zanim targowisko zapełni się ludźmi a białe kruki po prostu zostaną wykupione. Podobno ma największą kolekcję płyt z alternatywną muzyką w LA.
Udało mi się zdobyć parę numerów magazynu Life oraz statuetkę szympansa dentysty z lat 50. Niestety, nie wrócił on z nami do Polski, ponieważ był zbyt ciężki. 
Przez cały dzień robiłem tam zdjęcia. To były najlepsze portrety, jakie mogłem sobie wyobrazić. Różni ludzie. Różne kultury. Każdy inny. Podchodziłem i pytałem, czy mogę ich uwiecznić. To był reportaż życia. Wszyscy reagowali z wielka radością. Poświęcali mi czas chcąc jak najlepiej wypaść. 
Po targu staroci udaliśmy się na targ ze zdrową żywnością. Tam również nie przestawałem pstrykać fot. Miałem okazję poznać wiele osób z pasją do hodowania i przygotowywania pysznego jedzenia. Była tam rodzina, która zaprosiła mnie bym od kuchni sfotografował jak przygotowują pieczone naleśniki. Byli niesamowicie szczęśliwi,  widzieli jak bardzo duże robi na mnie wrażenie to jak przykładają się do każdego zamówienia. Osobiście spotkałem też niesamowitego kucharza z Nowego Orleanu, który był nie tylko miły, ale też chętnie pozował. Zrobiłem mu wiele ujęć, pokazując jego ekstrawaganckie wygibasy. Nawet pomimo jego nadwagi, okazał się być gibki i skoczny. Każda potrawa, którą przygotowywał w swoich ogromnych garach, była wyjątkowa. Zapamiętałem nie tylko smak, ale także konsystencję - aksamitna i gładka. Poza nim, obiecałem również innym osobom, które spotkałem na tym oraz wcześniejszym targu, że prześlę im zdjęcia
Po powrocie do Paula, chciałem zobaczyć, co udało mi się zarejestrować na aparacie. Niestety, zauważyłem, że zapomniałem włożyć kartę. Coś pękło. Poczułem, że nie będe mógł się podzielić tym co nas tam spotkało. Pewnie też dostało moje ego po ,,,,  byłem pewien, że to najlepsze zdjęcia jakie mogłem sobie wyobrazić i zrobić. Zostały w głowie, choć po roku czuję, że wielu z obrazów już nie pamiętam. 
Kolejnym wydarzeniem, które miało miejsce tego dnia, było spotkanie z Serafeną Godwin. Serafena wynajmowała pokój u Paula. Oprócz tego, że pięknie śpiewa , uwielbia także gotować. Zastanawiałem się, czy opisać zarówno ją, jak i miejsce, w którym Paul przechowuje swoje płyty, ale sądzę, że zdjęcia, które zrobiłem, wystarczą.
Niektóre osoby odezwały się po zdjęcia. Jedna z dziewczyn założyła, że jestem naciągaczem i pewnie je mam dla siebie :) - rozumiem, że ciężko im było w to uwierzyć. Aparat pokazywał mi podgląd kilku ostatnich fot, które nadpisywał, które pokazywałem tuż po cyknięciu. Ewidentny zboczeniec :P
www.instagram.com/rocketdesign_studio/

You may also like

Back to Top